aaa4
Pucybut
Dołączył: 26 Lip 2017
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 15:13, 26 Lip 2017 Temat postu: |
|
|
-Albo mnisi wiezniowie w cuchthauzie - syknal przez zeby drugi z pacholkow. - Nie podoba sie, to droga wolna!
Przybysz rzucil mu posepne spojrzenie. Gronostaj nie wiedziala jeszcze, ze bynajmniej nie z dobrej woli najal sie na wilzynskiego grabarza, a zelazny kolnierz na jego szyi byl wiecej niz ozdoba. Dopiero znacznie pozniej, z przebakiwan pacholkow, poskladala sobie w jedno paskudna historie Rufiana, niegdys grasanta w gorskiej bandzie, a jeszcze wczesniej wywolanca, przepedzonego ze Spichrzy ksiazecym rozkazem. Nigdy nie doszla, za co go dokladnie braciszkowie w tiurmie zamkneli, ani jakim sposobem im w rece wpadl. Musial miec jednak znaczny rejestrzyk grzechow, kiedy go bowiem wladyka spostrzegl zakutego w dyby pod murem opactwa i wystawionego na ucieche gawiedzi, dwa dni tylko pozostaly mu do kazni na wielkim placu przed swiatynia.
Nie wiedziec tez, co tknelo wladyke, czleka ostroznego i niesklonnego do szalenstw, ze na widok czarnobrodego zbira, nie zwlekajac, ruszyl do opata i wymogl na nim ulaskawienie. Nie poszlo latwo, bo braciszkowie zrazu za nic nie chcieli ulec namowom wladyki, podnoszac krzywdy uczynione przez Rufiana swiatobliwym pielgrzymom pod samym opactwem. Dopiero sakiewka srebra, rzucona na stol przez zezlonego wladyke, bezpowrotnie uciela plomienna dyspute o praworzadnosci i pokucie za grzechy. Opat Ciecierka pochwycil trzosik, mamroczac podziekowania za szczodrobliwosc i nabozna troske. Wladyka tymczasem rozkazal nalozyc zelazna obroze na szyje uratowanemu spod topora zloczyncy, a nastepnie, przytroczywszy do niej solidny zelazny lancuch, uwiazal go u konskiego legu i ruszyl do dom.
Co myslal podczas tej wedrowki gorskimi sciezkami sam Rufian, trudno dociekac. Dosc, ze wladyka ostro popedzal konia, gdyz nadojadla mu postna mnisia strawa, zapijana zrodlana woda. Wiedzial tez doskonale, ze pozostawiona nazbyt dlugo Wisenka niepokoi sie nadmiernie, a z niepokoju i troski roznosci jej do glowiny przychodza. Na ten przyklad takowe, ze sie jej malzonek zlajdaczyl, zabradziazywszy nedznie w gospodzie przy trakcie ze spichrzanskimi ladacznicami, co sie istotnie zeszlej wiosny przydarzylo, raz jeden i ku szczerej rozpaczy wladyki. Kiedy bowiem do dom powrocil, wnet sie okazalo, ze przedluzajaca sie nieobecnosc malzonka odwiodla cokolwiek Wisenke od cnot domowych.
Zamiast przykladnie siedziec przy krosnie, pani najpierw zawodzila na pol wsi, wyzywajac wladyke takimi wyrazy, ze az wiesniakow podziw bral. Pozniej zas konie kazala przyprzegac do karocy, a chyzo. Forysia biczyskiem przez pysk zdzielila, bo jej glosno przedkladal, ze jasnie pan nie przyjmie mile podobnej samowoli. Chwycila lejce i z rozwianymi wlosami, jedynie w spodniej sukni, popedzila goscincem ku siedzibie ojca, slawetnego starosty Wezyka. Cud boski, ze jej gdzie po drodze wilcy nie zdybali, ani ze karku od pospiechu nie skrecila, bo na oslep gnala. A jeszcze wiekszy cud, ze starosta Wezyk wladyce czerepu nie rozszczepil, kiedy ten popod dworcem stanal, by upomniec sie o krewka malzonke.
Wisenka jeszcze ze dwie niedziele nie chciala z nim gadac po tym, jak ja wreszcie wyblagal od urazonego tescia. Na koniec, dla zadoscuczynienia zazadala dworskiej malpki, ktora musial dla niej sprowadzic az ze Szczezupin, nowego karla i czterech lokci szkarlatnego jedwabiu. Wladyka zagryzl zeby i wykonal zamowienie, Wezyk bowiem byl czlekiem pamietliwym i nader czulym na prawdziwe i domniemane zniewagi. Na przyszlosc zas dbal wielce, aby nigdy nie dawac malzonce powodow do obaw - zaniepokojona Wisenka bywala nazbyt kosztowna.
A do ladacznic po staremu chadzal. Tyle ze trzymal je w gospodzie w najblizszym targowym miescie, co bylo nader wygodne, bo przeciez jako dobry gospodarz raz po raz musial barany na sprzedaz popedzic, albo wlasnym okiem dogladnac, czy pacholkowie nie pokumali sie z handlarzami i nie kontraktuja najmarniejszego obroku. Wisenka mile przyjmowala podobna dbalosc o folwarczne interesa, wladyka zas pamietal, by zawsze jej z miasteczka przywiezc nowe wstazki do czepca lub inny drobiazg. A pacholkowie, ktorych hojnie dopuszczal do komitywy z ladacznicami, ani slowkiem nie pisneli o jego targowych rozrywkach.
Z dalszych podrozy zwykl jednak wladyka wracac skrupulatnie na czas, wiec Rufian spocil sie tamtego dnia niezmiernie i oslabl, bo solidna zelazna obroza i lancuch zmuszaly go do zywego klusu po wilzynskich pagorkach. Tuz za ogonem panskiego siwka wpadl na dworski podworzec i, wyczerpany, przewrocil sie obok koryta do pojenia bydla. Wisenka juz od progu przewiercala go wzrokiem. Jej oczy bacznie lustrowaly przybylych, szukajac w obliczu i przyodziewku malzonka sladow lajdactwa. Na darmo.
-Grabarzam nowego przywiodl. - Wladyka udal, ze nie widzi wykrzywionych niezadowoleniem ust polowicy.
-Grabarza? - prychnal od poidla Rufian, ktory pomimo biegu na krotkim postronku nie nawykl jeszcze do wilzynskich obyczajow. - A to was paskudnie musieli mnisi okpic...
-A wlasnie grabarza. - Wladyka bez sladu zniecierpliwienia w glosie smagnal go bykowcem po grzbiecie, ale tak, ze grasant zatchnal sie w pol slowa i poczal gwaltownie chwytac powietrze. - Takem postanowil.
-Tyle ze grabarz cos nie bardzo chetny - zauwazyla zgryzliwie Wisenka.
-Droczy sie tylko. - Wladyka usmiechnal sie pod wasem i widzac, ze Rufian znow rozwiera gebe, przezornie walnal go przez plecy kanczugiem. - Wolno ciagnelim, tedy zebralo mu sie na zbytki. Ale wedle woli. Jak mu grabarka niezbyt mila, to jeszcze przed zmierzchem bedzie mial kat zajecie. A kat mlody, w rzemiosle nieobyty, na trzy razy czleka wieszac potrafi, wiec przyda mu sie cwiczenie... - znaczaco zawiesil glos.
Rufian pobielal na twarzy.
Post został pochwalony 0 razy |
|